“BEEP” “BEEP” zadzwonił budzik. 5.15 a ja czuje się zmęczony, po kilki chwilach jednak trzeba wstać. Pobudka Krystiana, szybkie pakowanie i 6.15 jesteśmy już na szlaku. Pierwsze pół godziny drogi to plaski brzeg pięknego polodowcowego jeziora :Morskie Oko:. Kończy się gwałtownie kamiennymi schodami w pobliżu wodospadu , który wypływa z drugiego jeziora położonego wyżej. To drugie jezioro jest moim zdaniem o wiele piękniejsze, ponieważ wznoszą się ponad nim szczyty. Kiedy idziemy, dużo zastanawiam się nad ukształtowaniem terenu i tym , jak się bardzo różni od tego co do tej pory już widziałem podczas mojej podróż. Na górze jest jeszcze piękniej. Kwiaty kwitną w odcieniach błękitu i fioletu, a w wielu miejscach ze skał wypływa woda. Czasami tworzą się potoki, które następnie docierają do krawędzi skał i opadają głośno w znacznie niższe partie, skąd spływają do jeziora górnego a następnie do dolnego. W miarę jak wspinamy się w górę i w górę, szlak staje się coraz bardziej stromy, a za nami wszystko robi się coraz mniejsze. Kwiaty zaczynają znikać, a na skale zaczyna pojawiać się mech. W wielu miejscach szlak wiedzie już po kamieniach średniej wielkości, dlatego na każdym kroku musimy już być bardzo ostrożni
Na wysokości około 1800 metrów znikają kamienie i odtąd jest tylko skała. Jedna ogromna, solidna skała, która pięknie wzbija się w niebo. To moja pierwsza prawdziwa wspinaczka górska i ku mojemu zaskoczeniu jest to dla mnie trochę przerażające. Po osiągnięciu 2100 metrów szlak staje się znacznie bardziej stromy. Konieczne jest użycie łańcuchów zamontowanych w skale, aby się podciągnąć. W tym momencie zrobiło się jeszcze bardziej przerażająco i od tego momentu myślę o tym, by przestać się wspinać i zejść. Za każdym razem, gdy mówiłem to na głos, Kristian zachęcał mnie do wspinania się na szczyt. Ten strach jest czymś nowym, o czym nie wiedziałem, że jest we mnie. Zaskoczyło mnie to i jestem wdzięczny, że nie wspinałem się sam.
„Nie myśl, po prostu idź!” Kristian powiedział mi w pewnym momencie. Zacząłem śpiewać indyjską mantrę w mojej głowie, która utrzymywała mój strach na niskim poziomie.
Warto dodać, że zaledwie tydzień przed naszą wspinaczką burza z piorunami zabiła kilka osób na innym szczycie w Tatrach i od tego dnia codziennie jakaś burza z piorunami występowała w górach. Z każdą przechodzącą gęstą chmurą zatrzymywaliśmy się, aby zobaczyć, czy nadchodzi chmura, czy burza.
W pewnym momencie wspinaczka łańcuchowa zatrzymała się na chwilę i zdecydowałem, że jeśli wspinam się na szczyt, zrobię to bez dużego obciążenia plecaka. Wziąłem paszport, telefon, portfel i telefon satelitarny, włożyłem je do kieszeni kurtki przeciwdeszczowej i schowałem plecak za kamieniem nieco poza szlakiem. Wspinaliśmy się na górę, która stawała się coraz bardziej stroma, aż w końcu mogliśmy zobaczyć szczyt nad nami. Ostatnia część drogi prowadzi nas do krawędzi nieco poniżej szczytu. Moment dotarcia do krawędzi jest zadziwiający, ale jednocześnie przerażający: widzisz piękny widok na słowacką stronę góry, ale stoisz na 1 metrowej krawędzi z klifami po obu stronach. Ostatnie przejście łańcuchowe prowadzi wokół głównego szczytu wzdłuż ściany z klifem i wreszcie można wspiąć się na stosunkowo przestronny szczyt.
Pełny widok 360 stopni ze szczytu jest niesamowity i stanowi bardzo dobrą nagrodę za cały mój wysiłek. Dla mnie był to także punkt uwolnienia się od stresu, w którym cały strach ostatecznie zniknął z mojego umysłu. Wtedy słodka, cicha pustka mogłaby żyć w mnie nieprzerwanie. Na 2500 cisza jest wszechobecna , a energia tego miejsca jest niesamowita. W tym momencie wszedłem w głęboki stan medytacyjny, w którym przebywałem przez czas schodzenia, który był długi, ale stosunkowo łatwy. Mantra w mojej głowie była teraz silna i stała.
Gdy dotarliśmy poniżej łańcuchów, zatrzymaliśmy się na dużym kamiennym polu, obserwując jeziora.
Po kilku męczących godzinach schodzenia, w końcu dotarliśmy do schroniska, gdzie świętowaliśmy naszą udaną wspinaczkę na Rysy z doskonałym polskim piwem.
Dopiero po dobrym, ciepłym prysznicu i kilku bardzo miłych godzinach rozmowy z innymi wędrowcami w końcu położyłem się spać. Czuję się usatysfakcjonowany, a także wdzięczny za tak wspaniałe doświadczenia z tak niesamowitymi ludźmi.
Omer 08.202,

Pełny widok 360 stopni ze szczytu jest niesamowity i stanowi bardzo dobrą nagrodę za cały mój wysiłek. Dla mnie był to także punkt uwolnienia się od stresu, w którym cały strach ostatecznie zniknął z mojego umysłu. Wtedy słodka, cicha pustka mogłaby żyć w mnie nieprzerwanie. Na 2500 cisza jest wszechobecna , a energia tego miejsca jest niesamowita. W tym momencie wszedłem w głęboki stan medytacyjny, w którym przebywałem przez czas schodzenia, który był długi, ale stosunkowo łatwy. Mantra w mojej głowie była teraz silna i stała.
Gdy dotarliśmy poniżej łańcuchów, zatrzymaliśmy się na dużym kamiennym polu, obserwując jeziora.Po kilku męczących godzinach schodzenia, w końcu dotarliśmy do schroniska, gdzie świętowaliśmy naszą udaną wspinaczkę na Rysy z doskonałym polskim piwem.Dopiero po dobrym, ciepłym prysznicu i kilku bardzo miłych godzinach rozmowy z innymi wędrowcami w końcu położyłem się spać.
Czuję się usatysfakcjonowany, a także wdzięczny za tak wspaniałe doświadczenia z tak niesamowitymi ludźmi.
Omer 08.202,